Mjr Jakub Nowakowski ps. „Tomek” to ostatni żyjący żołnierz Batalionu „Zośka”. Z okazji 80 rocznicy Powstania Warszawskiego opowiedział Wirtualnej Polsce, jak wyglądała największa operacja militarna Armii Krajowej.W czwartek mija 80 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Mieszkańcy stolicy przez 63 dni prowadziły walki z wojskami niemieckimi. Wirtualna Polska rozmawiała z Mjr. Jakubem Nowakowskim ps. „Tomek”, ostatnim żyjącym żołnierzem Batalionu „Zośka”.
W czasie konspiracji w latach 1939-1944 należał do Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej – Brygady Dywersyjnej „Broda 53” – Batalionu „Zośka” – 1. kompanii „Maciek” – I plutonu.
Pierwsza konspiracja
Major Nowakowski wspomina, że do konspiracji wciągnął go w 1942 roku jego sąsiad, który mieszkał w tym samym bloku przy ulicy Mickiewicza 30. Sąsiad był przyjacielem starszej siostry i przynosił do nich gazetki podziemne.
– On mi zaproponował wstąpienie. Bardzo się ucieszyłem, bo od dawna już szukałem takiej okazji. Najpierw ta organizacja nazywała się PET. To była taka młodzieżowo- ideowo-wychowawcza organizacja, która zajmowała się szkoleniem kadr dla przyszłej Polski, ale jako pracę poboczną uprawiała mały sabotaż – mówi „Tomek”.Żołnierz wspomina, że po zmroku wychodzili na inną stronę Żoliborza, gdzie nikt ich nie znał i malowali na murach symbol Polski Walczącej, czy Hitlera powieszonego na szubienicy. Oprócz tego rozdawali ulotki i opryskiwali Niemców kwasem solnym. – Jak przed nami szli Niemcy mundurowi, albo volksdeutsche gadający po niemiecku, to się ich z tyłu opryskiwało. Oni tego nie czuli, ale mieli już zniszczone ubrania – opowiada nam major.
– Zawsze człowiek się boi, zwłaszcza że jak się człowiek dostał w ich łapy. To straszne tortury wtedy. W najlepszym razie obóz koncentracyjny albo rozstrzelanie – mówi Mjr. Nowakowski.Ostatni żyjący żołnierz Batalionu „Zośka” mówi, że powstanie „zaczęło się w pechowych okolicznościach”. Tadeusz „Bór” Komorowski został wprowadzony w błąd przez dowódcę Warszawskiej Armii Krajowej Antoniego „Montera” Chruściela. Przekazał „Borowi”, że sowieci już wkraczają na Pragę. – Było tak, że jak oni będą wkraczać do Warszawy, robimy powstanie i przedstawiamy się wobec nich jako gospodarze terenu – opowiada.
– Myśmy stanęli wobec takiej przykrej sytuacji. Cieszyliśmy się z jednej strony, że kończy się ta okropna okupacja niemiecka. Ona była bardzo krwawa, cierpieliśmy wielką biedę i ciągłe aresztowania, obozy koncentracyjne. Ale zacznie się niebawem nowa – sowiecka. Bo tu wkracza Armia Czerwona, która nie uznaje tego emigracyjnego polskiego rządu, tylko własny rząd wysunęła – mówi „Tomek”.
1 sierpnia 1944
Major Nowakowski w nocy z 31 lipca na 1 sierpnia pełnił dyżur na kolonii działkowej. Uprawiał tam sobie działkę warzywno-owocową. – Następnego dnia od południa zaczyna się strzelanina. Słysze strzelaninę myślę sobie: 'co to jest?’. Ta strzelanina nie ustępuje, zmaga się, coraz silniejsza. Ja ciągle nie wierzyłem, że to powstanie. Myślałem, że pewnie jakaś prowokacja Armii Ludowej – wspomina.Zaciekawiony całą sytuacją Nowakowski wyszedł z dyżuru i poszedł sprawdzić, co się dzieje. Wychodząc na Marymont, trafił na niemiecki patrol. – Cholera, co miałem pecha wtedy. Przez całą okupację nigdy się nie dostałem w łapy Niemców. Były takie sytuację, że prawie byłem w ich łapach, ale jakoś się wymknąłem. A tutaj cholera, wpadam w ręce Niemców – opawiada nam poddenerwowany. Wówczas Nowakowski miał 19 lat.
Po tym jak został już wypuszczony, pobiegł do mieszkania. Rodzice przekazali mu, że dowódcą kompanii kazał mu się stawić na miejscu zbiórki na Woli, oraz że dowódca plutonu przyszedł opróżnić magazyn broni i również wezwał „Tomka”. W tym samym czasie Żoliborz został już odcięty od Warszawy.
„Romantyczny okres powstania”
Mjr. Nowakowski wraz z innymi żołnierzami miał bronić wylotu ulicy Słowackiego i patrolować teren fabryki „Opla”. Fabryka produkowała dla Niemców różne części uzbrojenia. – Myśmy przy tej fabryce „Opla” czatowali na niemieckie patrole, napadali na nie, staczali potyczki. Wybijaliśmy cały patrol i zdobywaliśmy broń – opowiada „Tomek”.Dzięki temu udało im się dozbroić cały pluton 226, do którego dołączyli, w ramach Zgrupowania „Żniwiarz” – II Obwodu „Żywiciel” (Żoliborz). – Myśmy tak rozrabiali do połowy sierpnia. To był, można powiedzieć taki romantyczny moment powstania – wspomina mjr. Nowakowski.
Natarcie na Dworzec Gdański
W nocy z 21 na 22 sierpnia miało dojść do ataku na Dworzec Gdański. Jak mówi powstaniec wówczas okolice wokół dworca, nie były zabudowane. – My mieliśmy po prostu przebiec i zdobyć ten dworzec, ale było tak, że Niemcy na tych swoich stanowiskach wspaniale uzbrojeni. Całe gniazda karabinów maszynowych, poza tym granatniki, moździerze, pociąg pancerny, który jeździł po szynach, też jeszcze miał na sobie gniazda karabinów maszynowych i działa, z których strzelał. My nie mieliśmy żadnej broni ciężkiej, żeby strzelać – mówi żołnierz.Cała akcja rozpoczęła się wpół do trzeciej w nocy. W czasie, gdy udało im się już dość blisko podbiec, wtedy zaczął się pełen niemiecki ostrzał. Cała kompania padła na ziemię. Nowakowski został postrzelony w ramię. – I tak pod tym strasznym sufitem ogniowym trzeba było przeczekać ponad godzinę ten piekielny ostrzał. To było prawdziwe piekło, bo to wszystko strzelało. Ja myślałem, żeby nóg mi nie urwało, bo to ciągle padały pociski – opowiada wyraźnie zmartwiony Nowakowski.
– Jak już świtało, to już wreszcie ten straszny ostrzał zelżał. Podpełzł do mnie dowódca Tadzio i powiedział: „wycofujemy się, niestety. Nasze natarcie zostało odparte z dużymi stratami” – wspomina.
Najbardziej bojowe dni Powstania
– Przyszły wreszcie ostatnie dni powstania, kiedy Niemcy już postanowili skończyć wreszcie tę zabawę i przepuścić szturm bardzo gwałtowny przy ogromnej przewadze sił ze swojej strony – opowiada nam major Nowakowski. Końcowy szturm na Żoliborz Niemcy przeprowadzili przedostatniego dnia powstania. 29 września dywizjom czołgów i piechoty otoczyli szczelnie Żoliborz. – My już czujemy, że to jest koniec. Taka ogromna przewaga Niemców na czołgi. Atakuje nas piechota wdzierają się w nasze pozycje, ale ta piechota nie była bardzo bohaterska. Trzymała się linii czołgów, nie wyprzedzała ich. Dlatego my zajęliśmy takie stanowisko, że można było w tę piechotę prać – opowiada
– Najbardziej bojowe dni to były dla mnie te ostatnie dni powstania – wspomina z uśmiechem na twarzy powstaniec. Opowiadał, jak z jednego domów strzelali w stronę niemieckiej piechoty. Następnego dnia, gdy spalono ten dom, przeniesiono się do kolejnego.
Wreszcie przyszedł rozkaz, że kompania ma się wycofać na Dolny Żoliborz, ponieważ Sowieci obiecali przesłać pontony przez Wisłę. Jednak koniec końców tak się nie stało. -Przedarliśmy się do bloku przy Mickiewicza 34 i tam trafiliśmy na mowę końcową dowódczy kompanii „Żniwiarz”, który powiedział: „Kochani Żołnierze, dziękuję wam za waszą walkę. Jesteśmy oddziałem, który najdłużej walczył w powstaniu. Śródmieście ma już zawieszenie broni, z Niemcami prowadzi pertraktacje na temat kapitulacji. Kapitulujemy, ponieważ nie ma żadnych widoków na odsiecz, a nasza ludność bardzo cierpi, nie ma co jeść, kończy się amunicja – mówi drżącym głosem żołnierz powstania. Następnie żołnierze trafili do niemieckiej niewoli.
Lekcja dla młodego pokolenia
Blisko stuletni żołnierz Powstania Warszawskiego, ostatni żyjący żołnierz Batalionu „Zośka” ma dla młodego pokolenia przesłanie. – Bądźcie ludźmi dzielnymi, uczciwymi. Uczcie się, zdobywajcie zawód, bądźcie patriotami, służcie ojczyźnie, ale przede wszystkim stosujcie się do starego rzymskiego przysłowia: Si vis pacem, para bellum. Chcesz pokoju szykuj wojnę – mówi mjr. Nowakowski.
źródło:wp.pl