Takiej jatki nie spodziewał się chyba nikt. Prezydencka debata między Joem Bidenem a Donaldem Trumpem przejdzie do historii jako moment, w którym w posadach zatrzęsła się cała struktura Partii Demokratycznej. Trump znów udowodnił, że jego potencjalne zwycięstwo to zła wiadomość dla NATO, Ukrainy, a co za tym idzie — również Polski. Pokazał jednocześnie, że jest efektownym politykiem. Demokratom pozostała tylko jedna nadzieja, jeden as w rękawie. Ale sięgnięcie po niego wymagałoby nie lada odwagi.Debaty prezydenckie w Stanach Zjednoczonych to kwintesencja politycznego spektaklu. W tej grze nie chodzi o merytoryczne zwycięstwo, ale o wrażenie. A to od zawsze był atut Donalda Trumpa.Od wielu lat Trump potrafił zrobić wokół siebie show i właśnie to postanowił uczynić tym razem — pokazać wszystkim i przypomnieć, dlaczego osiem lat temu pokonał Hillary Clinton. Teraz przyjął pozycję atakującą i było jasne, że wyprowadzi potężne ciosy, bo za wszelką cenę chce rewanżu na Bidenie. Trump poczuł krew.A Joe Biden postanowił najwyraźniej… oddać walkę walkowerem. Dał okładać się Trumpowi w każdej kwestii. Nie podniósł nawet gardy… może nie licząc krótkich momentów, kiedy kaszląc, zasłaniał usta. Ale ci, którzy czekali na wspaniały bój, dostali raczej smutne starcie mistrza z pięściarzem, który już dawno powinien porzucić boks i nie pogrążać swoich osiągnięć.
Pięć powodów, dla których Donald Trump jest bliżej wygrania wyborów
Obecnie sondaże wskazują, że między Bidenem a Trumpem różnica jest naprawdę niewielka. Debaty od dawna wydają się mieć coraz mniejsze znaczenie. Służą bardziej jako narzędzie do wycinania krótkich klipów dla fanów kandydatów, żeby ci mogli przerzucać się nimi na X (dawniej Twitter). Tym razem może być jednak inaczej, a konsekwencje starcia w studiu CNN będą ogromne. Tym razem fani Joego Bidena powinni wyłączyć wszelkie media społecznościowe. Nie zaglądać nigdzie. Tylko z zadumą zastanowić się: co dalej? Jak uratować kraj przed ponowną prezydenturą Donalda Trumpa? Bo jeśli ta debata miałaby decydować, to sprawa jest jasna: Trump wróci do Białego Domu.
Po pierwsze, Joe Biden prezentował się na scenie wręcz okropnie. Tak źle, że od samego początku z niedowierzaniem patrzyłem w ekran telewizora. Wiek Joego Bidena od dawna jest już przedmiotem wielu debat. Internet raz za razem zalewają nagrania pokazujące prezydenta USA, który nie nadąża za tempem, z jakim wiąże się bycie liderem wolnego świata. Filmiki, gdy Biden wydaje się zagubiony, jego ruchy, komentarze, zachowania są niezręczne, to standard, który ciągle go ośmiesza. Nie można też dyskutować z faktami — Joe Biden jest już w tym momencie najstarszym prezydentem w historii USA. Najłagodniejszym komentarzem, na jaki mnie stać, jest: w trakcie debaty było to widoczne. Od samego początku Joe Biden wyglądał jak człowiek, który nie powinien być w tym miejscu. Kaszel przy pierwszej wypowiedzi, niesłyszalne przywitanie, ton głosu — to wszystko dawało negatywny obraz. A gdy w trakcie jednego z pierwszych pytań zaczął mylić miliardy i biliardy, mówiąc o sytuacji ekonomicznej, a po chwili zamilkł na kilka sekund, by zebrać myśli — to wszystko wzmocniło tylko ten efekt.Trump wyczuł okazję. Chwilę później postanowił grać właśnie tym. — Nie wiem, co on powiedział na końcu, on chyba sam tego nie wie — stwierdził, uderzając w Bidena.
Po drugie, Joe Biden prawdopodobnie w trakcie przygotowań do debaty usłyszał, że musi być pełen energii, musi przyjąć aktywną pozycję i atakować raz za razem, aby przycisnąć rywala do muru, że powinien prowokować Donalda Trumpa. Tymczasem stało się wręcz odwrotnie i to obecny prezydent był stale wyprowadzony z równowagi.Zarzutem — słusznym — wobec Donalda Trumpa zawsze było to, że był „mało prezydencki” — czyli impulsywny, arogancki, agresywny. Ale to Joe Biden wydawał się nie mieć kontroli nad wydarzeniami na scenie. Raz za razem podnosił głos, kierował swoje spojrzenie w stronę rywala i wykrzykiwał w jego stronę wiele przymiotników. Ale zamiast wyglądać agresywnie, sprawiał wrażenie sfrustrowanego.
Po trzecie, bronią Donalda Trumpa jest również dość specyficzna… nostalgia. Prezydentura Joego Bidena natrafiła na czas niezwykle trudny: trwająca pandemia, inflacja, wojna w Ukrainie. W jednym z badań grupa Amerykanów została zapytana o najważniejsze tematy przed listopadowymi wyborami. Najczęstszą odpowiedzią były inflacja i rosnące koszty życia, które 50 proc. prawdopodobnych wyborców wymieniło jako jedną z najważniejszych kwestii. A nostalgia do czasów prezydentury Donalda Trumpa, gdy gospodarka USA była niezwykle stabilna, wciąż istnieje, co były prezydent podkreślał na każdym kroku. To zaś może przynieść wśród niezdecydowanych wyborców jasny efekt: „może nie lubię Trumpa, ale był on dobry dla mojej kieszeni, więc albo go wybiorę, albo nie wybiorę Bidena”.
Po czwarte, i dla nas niezwykle smutne, Joe Biden nie był w stanie w jasny, precyzyjny sposób odpowiadać na wiele pytań i kwestii, także tych dotyczących Rosji i Ukrainy. Nie był w stanie uzasadnić jasno, dlaczego USA zaangażowały się finansowo we wspieranie Kijowa, nie odpowiedział na zarzut, że to jego indolencja ośmieliła Władimira Putina do ataku.Dla „typowego Amerykanina” konflikt odbywający się na drugim końcu świata jest nieważny. Zwłaszcza taki, w który pompowane są miliardy dolarów, które mogłyby być przeznaczone dla wielu grup potrzebujących wsparcia w Stanach Zjednoczonych. Trump celnie raz za razem to punktował, Biden osłupiały wybąkiwał kolejne słowa, które nie wyjaśniały niemal nic.
Po piąte, w oczach wielu demokratów ta debata miała zmienić wszystko, miała naprawić wiarę w Joego Bidena, wlać odrobinę optymizmu. Tymczasem ta debata była dramatyczna. Niewyobrażalna szkoda została wyrządzona. Zadaniem Bidena było odzyskanie zaufania (aż 59 proc. obywateli źle ocenia jego pracę — red.) społeczeństwa. Tego nie osiągnął na pewno. Możliwe, że stracił je jeszcze bardziej. Demokraci powinni w trybie natychmiastowym zwołać spotkanie sztabu, władz partii, zadzwonić do darczyńców. Cokolwiek, by tylko ratować swoje szanse.
Quo vadis, Ameryko? Demokraci mają jedyny ratunek
Musimy pamiętać, że to debata pod koniec czerwca, a wybory odbędą się dopiero w listopadzie. W świecie polityki cztery miesiące to cała wieczność. Sytuacja może się drastycznie zmienić, ale obecnie wszystko wskazuje na to, że USA zmierzają ponownie w stronę konserwatywnej polityki, zostawienia Ukrainy samej sobie i odcinania się od sojuszników, z którymi przez wiele lat Waszyngton współpracował. Czas zacząć przygotowywać się na świat z Trumpem 2.0.
Chyba że…
I tu pojawia się jedyna nadzieja dla Demokratów. Trzeba pożegnać się z Joem Bidenem jak najszybciej. Albo odwiedzić prezydenta w Białym Domu i zmusić go do wycofania się, albo publicznie zasugerować, że to właśnie powinien zrobić — odejść.
Joe Biden w tej chwili, szczególnie po tej debacie, jest „niewybieralny”. A jego porażka może być zagrożeniem dla nas, wszystkich, którym zależy na NATO, zwycięstwie Ukrainy i bezpiecznym rozwoju. Trzymajmy kciuki, żeby Demokraci poszli po rozum do głowy. To ostatni moment.
źródło:onet.pl